Recenzja książki: Nora Roberts "Kroniki tej jedynej. Z krwi i kości"

Tytuł: Kroniki tej jedynej. Z krwi i kości 
Autor: Nora Roberts 
Wydawnictwo: Edipresse Książki 


Motyw końca świata, apokalipsy, jest niezwykle wdzięczny i często wykorzystywany przez różnego rodzaju twórców, zarówno pisarzy, jak i reżyserów. Nieznane w połączeniu ze świadomością rychłej śmierci budzi lęk i niepewność, pojawia się również nadzieja, że coś lub ktoś zdoła odwrócić bieg zdarzeń. 

Po ten popularny motyw sięgnęła również autorka bestsellerowych książek o życiu i miłości, czyli Nora Roberts, która dała się poznać również jako autorka całkiem niezłych kryminałów, pisanych pod pseudonimem J.D.Robb. Czy jednak fantasy, bo temat apokalipsy wymusza niejako właśnie taki gatunek, to coś dla niej? Przekonamy się o tym sięgając po książkę pt. „Z krwi i kości”, będącą drugim już tomem serii „Kroniki tej Jedynej”. Opublikowana nakładem Wydawnictwa Edipresse Książki powieść adresowana jest do wszystkich miłośników opowieści przyszłości, w których walka dobra ze złem odgrywają kluczową rolę, a magia obecna jest niemal na każdym kroku. To również pozycja dla wszystkich fanów pisarki, którzy chcą przekonać się, czy w jej przypadku można mówić o wszechstronności, a także do tych osób, którzy chcą poczuć oddech śmierci na plecach i dać się ponieść panice związanej z końcem świata, jaki znają obecnie. 

Kilkanaście lat temu zaraza, zwana apokalipsą, zdziesiątkowała ludzkość. Ci, którzy przetrwali, wciąż zmuszeni się walczyć o życie, bowiem wszędzie grasują gangi, takie jak te w okolicach Waszyngtonu, znane jako Najeźdźcy i Mroczni Niesamowici. Dlatego tworzą społeczności, takie jak ta w miasteczku Nowa Nadzieja, które skupione wokół charyzmatycznych przywódców, usiłują zachować pozory normalnego życia. Być może w tym uporze, zmuszającym ich do zachowania status quo trzyma ich nadzieja na pojawienie się zapowiadanej od dawna wojowniczki. Ma ona jednak pozostać w ukryciu, dopóki nie chwyci za miecz i tarczę, dopóki ona, Jedyna, nie poprowadzi „światła przeciw ciemności”. Ten magiczny akcent nie jest przypadkowy. Okazuje się bowiem, że owa apokalipsa nie miała nic wspólnego z wirusem we współczesnym tego słowa znaczeniu. W niektórych z ocalałych obudziła bowiem nadprzyrodzone moce, zarówno te dobre, jak i te mroczne. 

Fallon Swift, młoda dziewczyna trzymana dotąd na farmie i chroniona wszelkimi siłami przed zagrożeniem nie wie jeszcze, że zbliża się kres jej małej stabilizacji. To ona jest bowiem tą, która ma odegrać decydującą rolę w starciu dobra ze złem, to w jej rękach leżą losy przyszłego świata. Może co prawda nie podjąć wyzwania, wyrzec się swojego przeznaczenia, ale czy wówczas będzie mogła żyć w zgodzie ze sobą? Pocieszenie przyniesie fakt, iż nie tylko jej dzieciństwo raptownie się kończy – w takiej samej sytuacji są Duncan i Toni. Gdyby nie apokalipsa byliby typowymi nastolatkami, a tymczasem na ich barkach spoczywa odpowiedzialność za losy świata i wspieranie Jedynej. Czy udźwigną ten ciężar? 

Odpowiedzi na to pytanie poszukamy w trakcie lektury książki autorstwa Nory Roberts, która tym razem daje się poznać jako sprawna kreatorka nowego porządku. I choć mnie osobiście to wcielenie nie przekonuje, znacznie bardziej wole zatapiać się w jej historiach z romantycznymi nutami, pisanych przez samo życie, to jednak nie mogę nie dostrzec sprawnie prowadzonej akcji, dynamiki wydarzeń, doskonałej konstrukcji bohaterów. Mimo wszystko po kolejny tom serii raczej nie sięgnę, choć jestem pewna, że wszyscy miłośnicy fantasy nie mogą się już doczekać jego pojawienia się na rynku…


Komentarze