Tytuł: 7 dni w siódmym niebie
Autorka: Żaneta Auler
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Ameryka po dziś dzień jest dla wielu Polaków wymarzonym celem podróży, a dla niektórych drugą szansą na lepsze życie. Chcemy spełniać swój amerykański sen, ale też chcemy zakosztować tej wolności, choć z daleka popatrzeć na luksusowe posiadłości Miasta Aniołów, a kto wie, być może nawet marzymy o karierze filmowej. Niezależnie od powodów, dla których chcemy wyjechać do USA, warto przed podróżą sięgnąć nie tylko po typowe przewodniki, bezdusznie opisujące kolejne miejsca, które warto zobaczyć, ale książkę napisaną przez kogoś, kto w USA mieszka, kto może podzielić się swoimi spostrzeżeniami nie tylko dotyczącymi miejsc wartych odwiedzenia, ale również na temat ludzi oraz codzienności – z jej blaskami i cieniami.
Jedną z takich książek jest najnowsza publikacja Wydawnictwa Edipresse Książki, pt. „7 dni w siódmym niebie”. Autorka, Żaneta Auler, która od kilku lat nie tylko mieszka w Stanach Zjednoczonych, ale prowadzi z powodzeniem dwie firmy: studio fitness YogaCycle oraz biuro podróży, zajmujące się obsługą wyjazdów i eventów, jest też zapalonym podróżnikiem, który na swoim koncie ma ponad sto krajów świata. Z pasją opowiada nam o kraju, w którym mieszka, choć trudno powiedzieć, że wciąż patrzy na USA przez różowe okulary. Tym samym jest to książka dla wszystkich, którzy planują wyprawę do USA, szczególnie w okolice Miasta Aniołów, gdzie autorka mieszka od 2012 roku, dla tych, którzy tu widza swoją zawodową i osobistą przyszłość, a także dla tych, którzy krajem i podróżami się fascynują, ale nie czują potrzeby wstawać z wygodnego fotela.
Autorka, na łamach tej niezwykle wciągającej książki, będącej swego rodzaju kompilacją wspomnień o początkach w USA i osobistych doświadczeń autorki, przewodnika, a nawet reportażu, przybliża nam nie tylko rzeczywistość Miasta Aniołów, ale i mentalność jego mieszkańców, pisze o minusach mieszkania w tak rozległej metropolii, ale i o wspaniałej pogodzie, o wielu cudownych miejscach, które warto, a nawet trzeba zobaczyć, a które Auler pokazuje turystom.
Zanim jednak wyruszymy w podróż, przekonamy się, jak wygląda typowy dzień autorki, poznamy problemy komunikacyjne Miasta Aniołów, przekonamy się, jak bardzo poza naszymi możliwościami finansowymi leżą posiadłości w Beverly hills, Malibu i okolicach South Bay, poznamy też nieco historii – zarówno Los Angeles, jak i San Francisco. Auler sporo pisze na temat skoncentrowanego tu przemysłu rozrywkowego (trudno w tym miejscu uniknąć tematu związanego z branżą filmową), zwraca uwagę na osobliwe zachowania sprzedawców, którzy o
d razu przechodzą na „Ty”, pławiąc się w uśmiechach i komplementując klienta, pisze też o systemie edukacji (dwójka jej dzieci chodzi tu do szkoły) oraz o typowym dniu pracy Amerykanów, przez który spędzają długie godziny w biurach bądź też w drodze do/z pracy, a także o dość luźnym podejściu mieszkańców Kalifornii do kwestii związanych z modą.
Wraz autorką wybierzemy się m.in. do Downtown, centrum ekonomicznego i rozrywkowego Los Angeles, zaglądając m.in. do hali sportowej Staples Center czy do centrum muzycznego Music Center, a także do katedry Matki Bożej Anielskiej. Wyruszymy także do El Pueblo, gdzie można zobaczyć domy pierwszych osadników, zaszalejemy w Universal Studios, słynnym studio filmowym, gdzie możemy m.in. dowiedzieć się, jak powstają produkcje filmowe. Udamy się ponadto na Hollywood Boulevard, czyli Aleję Gwiazd z niemal trzema tysiącami gwiazd wkomponowanymi w chodnik, zachłyśniemy się Beverly Hills, pełnym bogatych lodzi i bajecznych rezydencji, odpoczniemy w nadmorskiej części metropolii.
To zaledwie kilka propozycji Żanety Auler, która nie ominie również atrakcji Las Vegas (po drodze zwiedzimy m.in. miasto duchów na pustyni Mojave), wyruszy z nami do Wielkiego Kanionu czy zajrzy do Malibu. Całości dopełniają pobudzające wyobraźnię zdjęcia czy obiektywne spostrzeżenia autorki, dotyczące wielu aspektów życia w USA i funkcjonowania samych Amerykanów. To wszystko składa się na fascynującą lekturę od której nie sposób się oderwać, a – jeśli wybieramy się do Los Angeles – stanowi też podpowiedź, do kogo zwrócić się o pomoc w organizacji wycieczki. Ja zrobiłabym to bez wahania.
Komentarze
Prześlij komentarz